Policja sprawdza podpisy
Aleksandrów Kujawski żyje domysłami, co się kryje za wejście policji do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie i zarekwirowaniem części dokumentacji kadrowej jednostki. Kierowniczka jest w szoku.
Aleksandrów Kujawski żyje domysłami, co się kryje za wejście policji do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie i zarekwirowaniem części dokumentacji kadrowej jednostki. Kierowniczka jest w szoku.
Po południu 24 maja pod Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie weszli funkcjonariusze policji i zażądali od kierownika wydania dokumentacji osobowej części pracowników. Wyjaśnili jedynie, że działają na zlecenie prokuratora. Policjantów interesowały dokumenty zwolnionych przed laty pracowników. Tych przez ostatnie kilkanaście lat przewinęło się nie tak wiele. Nie żądano jednak wszystkich akt osobowych, tylko niektóre.
- Dla mnie to był wielki szok – mówi Małgorzata Wesner, kierownik Powiatowego Centrum pomocy Rodzinie. - Jak jestem kierownikiem kilkanaście lat to po raz pierwszy miałam do czynienia z takim faktem. Dla mnie sprawa nie jest błaha, bo jakimś dziwnym trafem szybko została medialnie nagłośniona. Nie o wszystkich donosach do prokuratury się przecież pisze, więc niektórzy podejrzewają, że popełnione zostało wielkie przestępstwo. Widocznie komuś bardzo zależało na tym, aby sprawę upublicznić, a tym samym rzucono cień podejrzenia na mnie i PCPR. Dlatego przeżywam to bardzo boleśnie. Ktoś, kto napisał ten donos nie wziął pod uwagę, że po drugiej stronie stoi człowiek i można go skrzywdzić.
- Zabezpieczenie materiałów dowodowych to rutynowa sprawa, więc nie ma w niej nic nadzwyczajnego - tłumaczy Artur Kołodziejski, prokurator rejonowy prokuratury w Aleksandrowie Kujawskim. - Stawiane zarzuty były dla prokuratora prowadzącego sprawę na tyle istotne, że postanowił to zrobić w tym przypadku. Powodem było zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa podrabiania podpisów kilku osób. Dochodzenie będzie prowadziła policja. Przesłuchane zostaną osoby, celem sprawdzenia, czy nie doszło do sfałszowania podpisów. Jeśli okaże się, że są one autentyczne, nie będzie sprawy. Jeśli zaś są podrobione to podjęte zostaną dalsze czynności, celem stwierdzenia kto to zrobił.
Nie wykluczone jest powołanie biegłego. Jak mówi prokurator Kołodziejski, jest to typowa sprawa, która powinna się wyjaśnić w ciągu 2-3 miesięcy.